sobota, 12 czerwca 2010

Dzien 4


Zabawy z delfinami…Domy z muszelek …. I istoty, dzięki którym powstało zycie na ziemi to nasz czwarty dzien podroży.

Weszło już nam w krew poranne wstawanie. O 7 rano jesteśmy już na nogach i planujemy kolejny dzien. Pogoda nam nadal nie dopisywała wiec zdecydowaliśmy nie czekać dużo dłużej na słonce i pojechaliśmy do sławnego Money Mia. Może nie bylibyśmy tak rozczarowani gdybyśmy nie widzieli wcześniej delfinów, ale ze już widzieliśmy, karmiliśmy i dotykaliśmy te cudowne zwierzątka to cala interakcja z delfinami w tym specjalnym ośrodku nie powalila nas z nóg.






Ogólnie delfiny przypływają do Money Mia codziennie z samego rana od 50 lat. To już 4 generacja tych ssaków, która regularnie prezentuje się przed turystami. Nas przywitało az 8 dzikich delfinów, z czego 2 malutkie i śliczne baby delfiny. Popisywały się w wodzie robiąc śruby, pływając na plecach – było to niewatpliwie bardzo urocze.






Duże delfiny natomiast podpływały i wystawiały jedno oko nad wodę i obserwowały gapiów. Bardzo się zdziwiłam, gdy opiekunka opowiadała nam o delfinach i gdy użyła słowa ryba delfin obok wydal z siebie śmieszny dźwięk. Wytłumaczono nam, ze delfiny rozumieją słowo ryba i radosnie reagują, gdy tylko je usłyszą.





Następny przystanek to Shell Beach. Czyli muszelkowa plaża. Australia nie jest miejscem gdzie zwiedza się stare kościoły, czy ogólnie miejsca stworzone przez ludzi. Tutaj dostępne sa naturalne pomniki przyrody i w zasadzie tylko takie. Występują tez dziwolągi jak np. różowe jezioro, o którym już wczesniej pisałam i którego zdjecie możecie zobaczyc we wcześniejszym poscie. Gdy w Polsce ktoś by mi powiedział ze stanieje różowe jezioro popukałabym się w glowe powiedziała cos ci sie chyba pomyslilo. A jednak istnieje….Hehehe







Tak samo mogłoby być z muszelkowa plaża. Cala usłana jest malutkimi muszelkami. I na dodatek nie tylko na wierzchu. Muszle siegaja do 5m w głąb. Cały proces osadzania się tych muszelek na brzegu trwał 4000 lat i nadal trwa. Co ciekawe na naszym kolejnym przystanku zobaczyliśmy w końcu muszelkowy dom no i kamieniołom a raczej muszelkolom gdzie wydobywa się a może wykraja bryły muszli.










Ostatni już punkt wycieczki na Word Heritage Area to Hamelin Pool czy plaża ze stromatolitami. Zapytacie, co to te stromatolity? No właśnie postaram się krotko i zwięźle wyjaśnić. Otóż jakieś 3,5 miliarda lat temu istanialy bakterie, które przyczyniły się do powstania tlenu na naszej planecie. Żyły sobie w wodzie i produkowały tlen az doszło do 20% w powietrzu, co umożliwiło rozwój życia. Wszyscy naukowcy myśleli ze te bakterie wyginęły wraz z rozwojem fauny i flory. A tu niespodzianka znaleziona je w Hamelin Pool i buduja one stromatolity.
To te kamienie pod woda.






Na pierwszy rzut oka to zwykle kamienie, ale tak nie jest sa to istoty żywe, które rosna w tempie 1cm na 30 lat. Tutaj w Hamelin Bay przetrwały już 5000 lat i żyją dalej dzięki super słonej wodzie, która wyeliminowała ryby i rośliny i pozwoliła im się rozwijać.




Po zwiedzaniu udaliśmy się do pobliskiego budynku z pamiątkami i czymś do przekąszenia. Siedząc i popijając powoli kawę rozglądaliśmy się po pokoju pełnym starych fotografii. Australia ma niesamowita historie gdzie tak niedawno zdezyly się prymitywna kultura aborygenska i stosunkowo rozwinięta kultura europejska. Ten pokój przenisol mnie gdzie w odlegle czasy zresztą sami sprawdźcie.




Po drodze do Carnarvon zatrzymaliśmy się na punkcie widokowym i wjechaliśmy na gore, która tak de facto wyrosła nie wiadomo skąd.





W Carnarvon lalo i nie chciało przestać. Zdecydowaliśmy ze czas poszukać jakiegoś noclegu. Rozstawienie namiotu nie było możliwe a spanie w samochodzie już nie wchodziło w grę. Niestety wszyscy backpakersi byli już zajęcie tak samo jak budżetowe opcje noclegu. Zajechaliśmy, zatem zobaczyć wielka satelitę, która była wybudowana w latach 60. Uczestniczyla w komunikacji podczas rpogramu kosmicznego Apollo.



Po drodze z Carnarvon minęło nas parę samochodów z naczepami, na których umieszczone były samochody. Dowiedzieliśmy się ze to właśnie w Carnarvon wieczorem odbywają się zawody na Speed Way …. Niestety nie tylko nam pogoda pokrzyżowała plany i zawody zostały odwołane.
Zdecydowaliśmy, zatem jechać dalej w stronę Exmouth. Po drodze rozpadało się jeszcze bardziej i pewnym momencie zaczęło się nawet błyskać. Stwierdziliśmy ze zatrzymujemy się na następnym kempingu.

Nie opisywałam jeszcze o niebezpieczeństwach, jakie czychaja na Ciebie podróżując po Australii. Jeżdżąc samochodem to nie inni kierowcy ani popękane drogi sa przeszkoda (drogi sa eleganckie) tylko dzikie zwierzęta. Średnio, co dziesięć kilometrów na poboczu leży martwy kangur. Do tej pory wiedzieliśmy ich dziesiątki, oprócz kangurów, które stanowiła największą cześć trupów przy drodze widzieliśmy już owce, kozy, emu no i niespodzianka – konia.





Pomyślicie ze często się nie zdarza walnąć w kangura, ale my już na swoim koncie mamy takiego jednego, który niespodziewanie wyskoczył z buszu i przekical na jezdnie w poprzek nawet nie zerkając w nasza stronę. Poza dzika zwierzyna kolejna atrakcja na drogach sa powodzie. Częste znaki ostrzegaja Floodway – Droga zalewana przez wodę – obok stoi miarka, która sięga 2 m wysokości. Prawda jest taka ze tu w Australii ziemia jest tak sucha ze praktycznie woda nie jest wchłaniana w ziemie tylko bardzo szybko tworzy kałuże większe bądź mniejsze – niektóre urwania chmur prowadza do wielkich połaci ziemi zalanych woda.




Na noc zatrzymaliśmy się jak już wspomniałam poza Carnarvon przy Minilya Stadion Roadhouse. Niestety miejsc w motelu nie było a towarzystwo ludzi na kempingu dodało nam otuchy w ta ciemna i mokra noc i zdecydowaliśmy się przespać w samochodzie. Przy wjeździe na parking widniał napis Teren może był zalany – UWAGA.


W takiej atmosferze położyliśmy się spać a w nocy, kiedy zaczynał lać ostry deszcz budziliśmy się sprawdzić czy woda nie sięga już do polowy samochodu.

Właśnie minęliśmy człowieka na rowerze. Na tym bezkresnym ladzie, jedzie on na swoim starym rowerze i żółta plastikowa przyczepka, która się ledwo za nim ciągnie kolszac się z boku na bok. Nie wytrzymaliśmy i zawróciliśmy z trasy żeby z nim pogadać. Nazywa się minima man i ogólnie swoja trasa z Margaret River do Exmouth stara się odbyć przy użyciu minimalnych środków i z minimalnym impastem na naturalne środowisko. Pochodzi z Nowej Zelandii, a na pytanie czy czegoś potruje wyciąga plastikowa butelkę nawet nie w Polowie pełna wody i mówi nie dzięki woda mam wiec jest ok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Travel map