niedziela, 29 stycznia 2012

Praktyczny post o podrozowaniu

Podrozowanie autobusami po Wietanmie to nie taka latwa sprawa jak w przypadku Malezji czy Tajlandii.
W HCMC znajduje sie parenascie stacji autobusowych. W zaleznosci od tego w jakim kierunku sie wyrusza z miasta trzeba udac sie na odpowiednia stacje. Wietnamczycy polecili nam dwie linie :
Phuong Trang http://www.futatrans.com.vn/, czyli pomaranczowe autobusy oraz
Mai Linh Express, czyli zielone autobusy.
My korzystalismy z jedenj i drugiej opcji, ale rowniez z innych przewoznikow. Rzecz w tym ze wiesz czego mozesz sie po nich spodziewac. Poza tym posiadaja oni minibusiki ktore dowoza klientow z roznych czesci miasta, badz po skonczoenj podrozy do hotelu. How good is that !!!
W szczegolach wyglada to tak ze kupujesz bilet w agencji lub bezposrednio z ich biura (w roznych czesciach Sajgonu, w tym w district 1 sa te pomaranczowe i dlatego tez najbardziej popularne wsrod turystow.) Do biura podjezdza minibus i zabiera cie na glowna stacje. Po zakonczonej podrozy, wysiadasz z autobusu i podajesz gdzie chcesz sie udac dalej a kierowca wskazuje ci gdzie masz czekac na transport. Za minibuski sie nie doplaca - pamietajcie :)
Kiedy wysiadziecie z autobusu to na bank podleci do was mnostwo motokierowcow. Beda mowili ze nie ma tych busikow, badz juz sie skonczyly i kazda inne glupote tylko po to zeby oni mogli na was zarobic. Jesli jednak okaze sie ze faktycznie (sa takie sytuacje) nie ma tych busikow to wowczas negocjujcie z motobikami. W zaleznosci od odleglosci i miasta bedzie to od 20000 vnd do 40000 vnd za motorek. Na bank oni wyskocza z cena nawet do 10 razy wieksza, ale nie przejmujcie sie zawsze sie ktos znajdzie i za 20000 vnd. Jesli ci na dworcu nie daja ci spokoju i nie schodza z ceny, wowczas wyjdz na ulicy odejdz troche od stacji a tam na bank sie ktos znajdzie. Ponizej zdjecie tablicy z biura Mai Linh w district 10.

W weekendy ceny moga byc wyzsze. A juz na pewno spodziewajcie sie cen do 1.5 wyzszych w swieta. My zamiast 85.000 placilismy az 120.000 vnd poniewaz zblizaly sie swieta i  Nowy Rok. Targowanie nie wchodzi wowczas w gre.





Zaczynamy video bloga



sobota, 28 stycznia 2012

Wietnamczycy - jacy naprawde sa?


Zwiedzilismy juz maly kawalek Azji. Wietnam w wielu aspektach przypomina inne miejsca ktore widzielismy. Co go jednak odroznia od nich to ludzie. Jeszcze wczesniej nie trafilismy na tak przyjazny, otwarty i pomocny narod. Wiadomo, ze lokalesi ktorzy zyja z turystow, chca i beda chcieli naciagac obcokrajowcow do granic nieprzyzwoitosci, ale sa i inni reprezentanci ktorzy sluza pomoca, wyciagaja reke do biednego i zagubionego turysty. Juz wiele razy nasze tylki zostaly uratowane ze szpon taksowkarzy i natretnych sprzedawcow, to wlasnie zyczliwi ludzie sprawiaja ze mozna zakochac sie w Wietnamie.



Okazuje sie ze gra karciana wczesniej juz opisana przeze mnie to wcale nie gra dla dzieci. Podejrzelismy lokalnych facetow jak graja o pieniadze i to nie male.



Ponizej: Male gospodarstwa rybne na Mekongu.


Biedny nie znaczy nieszczesliwy. Zwlaszcza jesli rozumiemy biede jako niemoznosc posiadania komputera czy smartfona. Tutaj czlowiek nieszczesliwy to czlowiek nie najedzony, badz bez dachu nad glowa.



Walki kogutow to nielegalna rozrywka wsrod Wietnamczykow.



Podrozujac rowerem, parokrotnie zostalismy zaproszeni na herbatke i ciasteczka do lokalnych domow. Wietnamczycy sa poprostu niesamowici. Nie mowia nic po angielsku, ani slowa. Nie przeszkadza im to jednak zeby nawiazywac kontakty z nieznajomymi. Wyobrazcie sobie zaprosic do swojego domu nieznajomego spotkanego na ulicy i nie moc z nim zamiec ani slowa. Jezyk migowy jest w takich sytuacjach podstwa.


Na powyzszym zdjeciu - Iza z wlascicielka lokalnej hurtowni piwa. Tylko 9000 vnd (niecale 1,5 zl) za butelke. Wypas !!!


Pamiatkowe zdjecie z cala rodzina.

Pewnie tylko zbiry maja tatuza w Wietnamie. Tomek wzbudzal zainteresowanie wsrod dzieci.

Wkoncu zdjecie razem !

Vinh Long powitanie nowego roku :)



Kto by pomyslal ze w tak biednym kraju jak Wietnam swietuje sie nowy roku nie gorzej niz w Paryzu. Nasi gospodarze z homestay zatroszczyli sie o to zebysmy poczuli atmosfere nadchodzacego roku 2012. Pomimo ze my juz jestesmy w 2012 nie zaszkodzilo nam zaswietowac raz jeszcze.
Poznym wieczorem pod dom zostala podstawiona lodka. Spodziewlismy sie czegos malego i skromenego a tu taka niespodzianka. Bylismy jedynymi obcokrajowcami i dzieki temu moglismy swietowac i wczuc sie w lokalne zwyczaje nowo roczne.



Caly czas porownywalismy jak swietujemy Nowy Rok w Polsce czy Australii a jak wygladalo to w Wietnamie. Tutaj cala rodzina przy herbatce (jasminowej herbatce mamus) cicho siedziala w lodce i wgapiala sie w niebo. W Polsce lodka uginalaby sie od krat piwa a z lodki wyskakiwaliby od czasu do czasu pijani malolaci.



Dzieciaki nauczyly mnie nowej gry karcianej, popularnej nie tylko wsrod mlodziezy. Reguly gry sa proste. 
I) dostajesz 3 karty 
II) zliczasz punkty (as 0, kolory po 1)
III) liczy sie tylko druga cyfra czyli gdy masz 16 to masz 6, gdy masz 25 to masz 5
IV) wygrywa ten co ma najwiecej punktow
PROSTE!!



O godzinie 12 przywitaly nas fajerwerki. Caly pokaz trwal jakies 30 minut i byl mistrzem. Kolory odbijaly sie w wodzie co spotegowalo jeszcze wrazenie. Cudownie !!! Cala wrzawa ucichla, lodki wylaczyly silniki, tylko huk sztucznych ogni i rozblyski swiatla na niebie.



No moze na naszej lodce sie nie pilo, ale to nie znaczy ze nikt nie pil.



czwartek, 26 stycznia 2012

Vinh Long

Dlaczego wybralismy Vinh Long jak drugie miejsce postoju w Azji? Sama nie wiem. Jadac minibusikiem z Sajgonu, nasze glowy podskakiwaly jak pileczki pingpongowe, przepocone koszulki przyczepily sie plecow, a brak miejsca na dluzsze niz wietnamskie nogi doskwieral juz po 15 minutach. Pomimo zapewnien agencji turystycznych ze biletow juz nie ma badz ze wogole nie dzialaja zadne linie autobusowe, kupilismy bilet na jakiesj malej stacji w district 10. 
Czy na pewno dojedziemy do Vinh Long? Tego nie bedziemy pewni dopki nie wysiadziemy.

 

Jesli podrozujesz baz zadnego planu i zastanawiasz sie dopiero na miejscu co dalej, to sa takie mile chwile gdy przytrafia sie cos niespodziewanego i zaskakujacego. Taka byla wlasnie nasza wizyta na homestay u pewnej wietnamskiej rodziny. Na stacji zaczepil nas mily chlopak i zaproponowal nocleg w swoim domu. Na poczatku dosc nieufnie podeszlismy do tej propzycji, ale on wyciagnal wielki zeszyt z wpisami jego bylych gosci. Byly tak pozytywne ze od razu wydal mi sie to dobry pomysl. Tomek chcial sie targowac o cene ale bezskutecznie 250000 vnd za osobe w tym kolacja i sniadanie. Brzmi nadal niezle ...


Na wyspie An Binh powitala nas bardzo serdecznie cala rodzina Sanga - wlasciciela. W tym domu w trakcie naszego pobytu przewinelo sie z 50 osob z jego rodziny. Wszyscy mieszkaja na tej wyspie, niektorzy tuz obok, a inni pare metrow dalej. To jakby mala wioska gdzie wszyscy sie znaja i sa sobie rodzina.


A oto i moj ulubieniec. Siadal mi na kolanach kiedy pisalam bloga i chetnie pozowal do zdjec.


Wlasciciel hotelu jest bogaty! Jest biznesmenem! - slyszelismy. Tak wlasnie jest postrzegany na tej wyspie. Niedlugo otworzy juz drugi homestay i zostanie wowczas wpisany do przewodnika Lonely Planet. Cala rodzina podziwia Sanga. Przez 3 dni naszego pobytu, zauwazylismy ze w sumie cala jego rodzina (jakies 16 osob moze wiecej) zyje z tego biznesu. W kraju gdzie srednie zarobki na miesiac to okolo 150 $, Sang ma wiekszy dochod w dwa dni! 
Razem z nami w homestay przebywaly jeszcze 3 dziewczyny z Francji, a nastepnego dnia dojechala jeszcze parka Francuzow. Okazalo sie ze nasz homestay jest polecany w jakims francuskim przewodniku i jest bardzo popularny wsrod Francuzow.


Rzeka Mekong nie zachwyca kolorem. Jest brazowo brudna, zapewne od osadu ktory niesie. Zastanawiam sie jednak jak duzy wplyw na jej zanieczyszczenie maja mieszkancy Wietnamu. To jest absurdalne co mozna w niej znalesc. Standard to plastikowe butelki i torebki, steropian, drewniany stol, najrozniejsze odpady organiczne: skorki od owocow, resztki jedzenia, skorupki od jajek wow to jak wielkie plywajace wysypisko smieci. Nie wspomne juz o kanalizacji w domach gdzie wszytsko co splukujesz w lazience trafia zaraz do rzeki. A przy tym wszystkim ludzie ktorzy wogole tego nie zauwazaja i jak np ta dziewczyna ponizej myja sobie wlosy w rzece - kanalizacji.


Ciepla jednakze nie upalna pogoda sprzyja mieszkancom. Kiedy tylko moga wychodza z domu i wiekszosc prac domowych wykonuja na zewnatrz.





Kolacje byly miestrzem swiata. To wlasnie tutaj nauczylismy sie zawijac jedzenie w namoczony papier ryzowy. Zjedlismy po raz pierwszy elephant fish (rybe slon) razem z luskami i poczulismy wietnamska goscinnosc. Powoli zmieniamy zdanie na temat kuchni wietnamskiej i zaczynamy odkrywac jej smaki. Nie mozemy sie doczekac zeby sprobowac jeszcze wiecej.

środa, 25 stycznia 2012

Chinska dzielnica



Noworoczne lampiony w calym miescie


I wszedzie sprzedawcy balonow. Do wyboru do koloru.


Sa tez fani Vespy.


Wejscie na targ w chinskiej dzielnicy.


Prawie wszystko co mozna zjesc jest tutaj suszone.


Suszone krewetki....


...osmiornice, ryby, owoce az strach bylo probowac ale skusilismy sie na suszone osmiornice.


Na tylach targu niezliczone ilosci swiezych owocow :)


I mikro kotek, przywiazany wstazeczka do doniczki.


Hurtownia arbuzow


I moja muza


wedrujaca posrod uliczek...


Zasluzona kolacja.



wtorek, 24 stycznia 2012

Dalsze zwiedzanie Sajgonu...



Uwielbiam japonskie restauracje, zwlaszcza w Azji gdzie maja bardziej autentyczny smak i nie rujnuja portfela. Wlasnie pierwszego dnia wpadlismy na bardzo mila knajpe w samym centrum. Wysmienity makaron udong, podany w bento box razem z roladka z jajka, mini ziemniaczana saltka i smaczna zupa miso. Poczulam sie jak w Japonii. Jedlismy tam w porze lunchu, a goscmi restauracji byli wylacznie Japonczycy. To chyba wystarczajace poswiadczenie, ze jedzenie tam nie odbiegalo wiele od prawdziwej japonskiej kuchni.


Pierwsze swieze kokosowe mleczko podczas tej podrozy.


Dziesiatki skuterow na swiatlach. Niektorzy jak im sie spieszy to jada poprostu po chodniku i nie robi to na nikim wrazenia.


Jedna z pysznych zup wietnamskich, ktora spozylismy w dosc znanej restauracji z przewodnika Lonely Planet - Quan An Ngon. Miesci sie niedaleko muzem wojny.





Ryz we wszystkich kolorach teczy.


Faworyt Izy na koniec dnia. Bulka z jajkiem na twardo, ogorkiem i sosem sojowym, pycha!!! Jak w domu!!

Praktyczne porady:

Ceny w HCMC sa wyzsze niz poza miastem, nie mowiac juz o district 1 gdzie pelno turystow jak i lokalesow ktorzy robia kasse na turystach. Ceny ulicznych przysmakow sa niskie, ale warto pamietac ze za bulke czy zwiniatka papieru ryzowego z wypelniaczem nie powinnismy zaplacic wiecej niz 10000 vnd. Nie krepujacie sie targowac, jesli myslicie ze odstaniecie cos takiego samego w Polsce ale taniej to znaczy ze grubo przeplacacie. Duza woda to koszt od 6000 do 10000 dongow.

Japonska restauracja Dragon Hot Pot na ulicy 122-124 Ho Tung Mau Street, District 1. www.dragonhotpot.vn.
Quan An Ngon Restaurant - ceny lekko powyzej standartow. Bylismy tam na samym poczatku wyprawy i trudno nam stwierdzic czy jedzenie bylo dobre czy nie. Teraz po tygodniu moge powiedziec ze nie odbiegalo od tego chociazby na ulicy. Bardzo fajnie zorganizowne i ladne wnetrze.

Travel map