sobota, 21 stycznia 2012

Ladowanie w roku 2011

Jak przystalo na backpakerow, juz od ladowania w Saigonie poszukujemy oszczednosci. Wiadomo, ze rozni nas wiele od backpakerow z Anglii, Niemiec czy USA. Dla nich oszczednosci to nie to samo co dla nas.
Istnieje pare opcji wydostania sie z lotniska. Najprostsza, najpowszechniejsza i najdrozsza to taksowka. Kosztuje jakies 7 usd do district 1 (regionu 1 – centrum). Najlepiej cene ustalic wsiadajc do auta bo pozniej jest juz za pozno. Inne opcje to busiki, ciezko sie jednak zoorientowac ktory gdzie jedzie. Najtansza to poprostu autobus miejski. Mielsimy tyle szczescia ze udalo nam sie jeden zlapac. Odjezdza z drugiego pietra i jak dobrze pamietam z drugiego pasa. Kosztuje jakies 5000 vnd za osobe (0.5 usd).


Obcokrajowiec w austobusie jest dosc nietypowym zjawiskiem i mijajace nas twarze w busikach usmiechaly sie i wytykano nas palcami „Biali w autobusie hehe”. Pomimo ze bialy nie jest tu zjawiskiem nieslychanym, to jadac gdzies poza centrum odczuwalismy wzrok lokalesow na sobie. Dzieci krzycza hello hello what is your name?  Jest to bardzo slodkie...
No to dojechalismy do Ben Thanh Market, slawny rynek w Saigonie. Pomimo duzych problemow z dostaniem sie do hotelu, wkoncu oblani potem, zmeczeni dzwiganiem 18 kg na plecach doszlismy do hotelu. Cala podroz samolotem strasznie nas zmeczyla. Padlismy na lozko i po paru godzinach wstalismy aby cos zjesc i znowu do lozeczka.
Drugiego dnia obudzili sie w nas turystyczni zapalency. Tomek obmyslil trase zwiedzania i ruszylismy.
Bin Tham Market – polozony w district 1, market w ktorym znajdziecie wszystko poczawszy od jedzenia, poprzez ubrania, torebki, bizuterie, buty, nakrycia glowy, stoly i meble oraz wysposazenie wnetrz. Jest to pierwsze miejsce w Azji gdzie pare osob na stoiskach wogole nie chcialo sie z nami targowac! Rozpuszczeni handlowcy to jeszcze gorsza rzecz niz rozpuszczeni kelnerzy. Nie wazne, nie jest to przeciez jedyny market w HCMC (Ho Chi Minh City).
Kazdy kto czytal porady Cejrowskiego wie ze pierwszym krokiem obcokrajowca za granica jest upodobnienie sie do tubylcow. Tak tez postapilam. Zakupialm tunike, nastepnie bambusowy kapelusz. Przebralam sie w knajpce i wyszlismy na ulice, sprawdzic genialnosc tej propozycji. Niestety, pomimo wszelkich staran sa rzeczy ktorych nie zmienie. Nie wiem jak Cejrowski to robil (nawet w Ameryce Poludniowej) ale nasza macznie biala skora to znak rozpoznawczy. No chyba ze chodzi na solarium pare tygodni przez wyjazdem. Poza tym wzrost, do tej pory nie spotkalam tutaj Wietnamki ktora dorastalaby mi do ramion. Wystaje swoja glowa mocno ponad tlum a Tomek moze poczuc sie tu niczym koszykarz. Plan padl – kompletna porazka. Taka opcja nie przejdzie w Azji. Nastepnym razem w razie podrozy do krajow Ameryki Poludniowej wyprobuje ja raz jeszcze.


Pierwszego dnia zjedlismy kolacje na ulicznych straganach. Smazone na glebokim oleju panierowane krewetki i ryzowe kuleczki to prawdziwy wypas. Do tej pory obeszlo sie bez zadnych problemow zoladkowych takze albo mamy duzo szczescia albo tutejsi kucharze zachowuja jednak minimum higieny podczas gotowania. 






W parku niedaleko naszego hotelu trwaly przygotowania do Nowego Roku. No wlasnie i tutaj niespodzianka. W Wietnamie uznawane sa dwa kalendarze. Dzis jest 22 stycznia badz tez ostatni dzien roku Kota 2011. Swietujemy dzis sylwestra i to juz po raz drugi. W calym miescie wielkie przygotowania.Wszedzie sprzedaja kwiaty badz drzewka owocowe. Centrum ustrojone jest swiecacymi lampeczkami, lamionami i dywanami z kwiatow. Wietnamczycy wkraczaja w rok Dragona – Smoka. Patrzac na ten caly balagan i chaos z boku zastanawiam sie czy u nas tez tak wyglada goraczka przed swiatecznych zakupow.











Porady praktyczne:
Hotel Sunny – zarezerwowany przez booking.com ale tylko na 1 noc. Co prawda polozony w district 1, jednak na obrzezach backpakerskiej mekki. Srednio czysty, no ale to Azja. W naszym pokoju brakowalo okna co daje poczucie zagubienia w czasie. Niemoznosc okreslenia czy jest dzien czy noc jest przygnebiajaca. Przy cenie 22$ za noc postanowilismy szybko poszukac czegos innego.
Hotel 68 – fajny hotelik w samym backpakerskim centrum. Tym razem z oknem oraz basenem, sauna, jacuzzi i tarasem widokowym. To wszystko na dodatek w tej samej cenie 22$. Polecamy zdecydowanie bardziej niz ten poprzedni aczkolwiek nie obedzie sie bez ale czyli azjatyckie „niedo”. Niedorobki, niedosprzatane i nie do konca. Po co chowac kable w scianie jak mozna je przykleic plastrem? Po co sprzatac jak i tak zaraz ktos pobrudzi? No i basen w hotelu jest, ale nie do konca otwarty. Na szczescie nastepnego dnia byl i moglismy wskoczyc do wody i ochlodzic sie bo temperatura siega w ciagu dnia do 33 stopni.
W regulaminie hotelu, mozna znalesc te wszytskie bzdety na temat porzadku, ciszy itd. Jest jednak jeden wazny podpunkt. Pary oficjanie nie bedace w zwiazku malzenskim, prosimy o zarezerwowanie oddzielnych pokoi. I to sie nazywa porzadek. W rzeczywistosci chodzi tu bardziej o to zeby mezczyzni nie przyprowadzali sobie pan do towarzystwa do pokoi. 

1 komentarz:

  1. Fajnie,że już jesteście na miejscu.
    Odpoczywajcie i zwiedzajcie.U nas zimno

    OdpowiedzUsuń

Travel map